Jon Roberts, bohater książki opowiada wszystkich złych rzeczach jakie wydarzyły się w jego życiu. Zaczyna od momentu, w którym po raz pierwszy zobaczył śmierć niewinnego człowieka. Miał wtedy zaledwie 7 lat. To wydarzenie na zawsze odmieniło jego życie. Zawsze powtarzał, ze jedyne co miał po ojcu to zamiłowanie do koni. Nie czuł się kochany i nie okazywał miłości. Pierwsze uczucie, które można nazwać miłością przejawiło się u niego dopiero, gdy skończyła się jego kariera gangstera.
Nie chciałbym streszczać fabuły całej książki, więc powiem tylko, że Roberts doszedł do momentu w swoim życiu, kiedy był najważniejszym Amerykaninem w kolumbijskiej rodzinie mafijnej z Medellin. Zarabiał niewyobrażalne sumy pieniędzy, a jedyny problem polegał na wypraniu ich. Ten człowiek kochał, to co robił - szmuglowanie narkotyków. Nawet kiedy zrobiło się niebezpiecznie, nie zaprzestał swojej działalności. Przez swoje "uzależnienie" stracił wszystko. Już jako małe dziecko nauczył się od ojca, że za zło się nie płaci. Tak właśnie się stało. Jon Roberts za wszystkie swoje czyny został skazany na zaledwie 3 lata więzienia. Aktualnie przebywa na wartości.
Uważam, że książka jest bardzo dobra. Wciągnęła mnie na długie godziny i zauważyłem u siebie odruch: "jeszcze jeden mały rozdział", z czego przeważnie robiło się ich 5, a następnie rano wstawałem raczej niezbyt wyspany. Jedyne co mnie w książce denerwowało, to błędy gramatyczne. Zwłaszcza w drugiej połowie książki. Błędy typu "Wtedy się dowiedziałem się...", "Kto by go potrzebuje?" i wiele innych można było spotkać niemal na każdej stronie. To chyba jedyne co mogę zarzucić tej książce. Polecam każdemu, kto choć trochę interesuje się losami mafii w XX wieku lub chce poznać jak działa podziemie.
8.5/10
Prześlij komentarz